25 kwi 2010

No wiec po koncercie... zakonczony z wynikiem bardzo pozytywnym.
I rozkminiam od wczoraj co jest takiego w tych muzykach co tak jara. No kurde... On sobie jest tylko na scenie, tylko skacze, spiewa, krzyczy i gra. I tryska od niego energią, tryska pozytywną energią, i zapala do życia. I na dodatek jesli jest przystojny i ma fajne buty... masz ochote złapać go i zabrać tylko dla siebie. Albo wskoczyć na scene i go ukraść. Nastepuje niewobrazalna milosc do artysty... Wtedy jego muzyka jest jeszcze lepsza, jeszcze bardziej wbija do mózgu i przechodzi przez cale ciało jak prąd. Wtedy sie nie mysli, ma sie ochote na niestworzone rzeczy, wtedy jest tylko muzyka i zahipnotyzowane twarze ludzi dookola. I pojawia sie energia niewiadomo skad. I fale muzycznych orgazmow i dreszczy. Nagle mozna krzyczec i skakac pare dobrych godzin. I ma sie ochote na latanie, chociaz moj najlepszy lot byl na Openerze przy zachodzie ksiezyca to i tak kazdy inny ma swoją magię i swoje lądowanie. Np. okrakiem na ochroniarzu... albo tez zaraz przy muzyku ktorego mozna złapać za reke :D
Dobra, ide bo za bardzo sie rozpisze i bedzie. Baaaj!!!!!!!!!!!!!!!!

0 komentarze:

Prześlij komentarz