Mam wspaniały weekend, wolna chata, mogę chodzić nago po mieszkaniu, słucham muzyki na cały regulator, opieprzam się, czytam, słucham muzyki, oglądam filmy. Lubię czasem spędzić parę dni całkiem sama, choć w piątek rano czułam się trochę nieswojo.
Dzisiejszy poranek (po 14) zaowocował playlistą rocznika '92. Zaczęło się o Whitney która nie żyje. Szkoda bardzo. Tacy ludzie już się nie rodzą, więcej takich jak ona nie będzie. Ale do rzeczy. Isia wrzuciła piosenkę Whitney, a potem już poleciało... nie obyło się bez Britney i Christiny, oraz N sync i Backstreet boys, zahaczyłyśmy o takie smaczki jak Garou, Iglesias, Ricky Martin... aż doszłyśmy Vengaboys, Las ketchup czy O-zone. I patrząc na to wszystko stwierdziłam, że za 20-30 lat nie będę pamiętać tych wszystkich tytułów więc muszę pościągać, nagrać płytę i schować. Rozpocznę od spisania tytułów. O.
12 lut 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz