2 sty 2012

Pięćsetny post i zarazem pierwszy w tym roku.

Jaki był ten poprzedni? Uważam, że bardzo udany i ważny na tle całego życia. Przede wszystkim poczułam wolność, od pierwszych chwil. Zaczął się może wybrykami serca i nie zbyt fantastycznym humorem, ale już po chwili zamienił się w jeden z najfajniejszych w życiu. Bo czym byłby ten rok bez przygotowań do studniówki które szły tak prężnie biorąc pod uwagę wszystko co wypiliśmy w tym czasie i jak się fajnie poznaliśmy i zgraliśmy. Gdyby nie ludzie nie byłoby całej reszty. Studniówka - wyśmienita. Wszystko jak najbardziej wspaniale. Po studniówce wzięliśmy się do roboty, gonitwa do książek, ogarnianie wszystkich działów po kolei. I te kfc mniej więcej co drugi dzień. To było fajne gdy mogłyśmy po prostu wyjść ze szkoły (bo po co nam te 2h z Martą?!), wsiąść w samochód i jechać. I to było tak fajne kiedy gwiazdy sobie jezdzily i robiły co chciały. I Ola miała romans z panem Piotrkiem kamerzystą haha :D Było dużo wycieczek do socho. Albo może nie dużo, ale kilka. I taka akcja kiedy odwieźliśmy Asię do domu. Nie wiem kiedy to było ale było fajnie. I bieg opora! Akcja wszechczasów i fenomen szkoły. Też nie wiem kiedy ten bieg był. Mam wrażenie że jakos w czerwcu. Nie pamiętam. Matura... wszyscy zestresowani, a pomimo tego wspaniali. A jak już napisaliśmy? Trzeba było jechać na mizirki. Ostatnia ze wspaniałych imprez w Bajce i w drogę mitirziści! Kiełbasa, wódka, pamelka, kostiumy, kapelusze i jazda. Było super przewspaniale. Jak nigdy.  I tutaj przepraszam wszystkich których uderzyłam, no nic nie poradzę ze byłam tak przerażona, że ktoś gdzieś chce iść się napierdalać :D Aaaa i jeszcze ostatnia noc kiedy położyłam się dość wcześnie spać i ktoś do cholery jasnej wpadł na pomysł stworzenia zespołu z garnków i talerzy i biegały głąby po domu i budzili. A potem akcja Białko czyli "Emila wstawał Maciek poszedł nad jezioro!!!" i moja rozkmina "poszedł jakoś 15 minut temu czyli z 7 minut już leży w wodzie... nie mam co biec, bo jak nie żyje to już, a jak żyje tzn, że nie wszedł do wody" I jak dobrze, że po tych 4 dniach miałam już wyjebane czy ktoś się utopi czy nie bo oczywiście Biały był w drugim domku i smacznie sobie spał. No i wróciliśmy i było zakończenie roku i jakże rewelacyjny koncert jakiejś pani. Wybawiłam się. Jak na żadnym koncercie! :D I dalej jeździliśmy gdzieś co chwila. I nadal było kfc. A potem była impreza grecka. I już mi brak słów, bo znów było super i sokal który spał z czekalem i dadan prawie sikająca do basenu, i rano gdy poszliśmy po wyniki i wszystko było takie dziwne ... nie... nie bierzemy wyników, tylko podpisujemy listę. I chuj, poryczałam się z nerwów jeszcze przed sekretariatem. Ale poszłam po wyniki, a potem wróciliśmy do mnie z myślą ... "spoko, na rolnictwo przyjmują wszystkich!" :D Potem już była tylko reszta wakacji. Trochę nie pamiętam co się działo. Wiem, że sierpień przesiedziałam na kąpielisku na które już nigdy nie chce wracać i nikomu nie polecam pracy tam. Mam dosyć nerwów związanych z wodą. To chyba nie jest praca dla mnie, bo za bardzo się przejmuję, chociaż na prawdę to lubię. A więc potem przyszedł wrzesień i pojechałam na Adapciaka. Haaa i tu ku mojemu zaskoczeniu poznałam jeszcze więcej wspaniałych ludzi niż myślałam. To było tak niesamowite. Wszyscy są genialni! Emilka która jest tak na prawdę jedną z niewielu dziewczyn w życiu które polubiłam od razu i Koń Rafał czyli Rafał i Decu i Mateusz który gdzieś się teraz ulotnił, i Kacper który ma fajne dredy, i Ludwiczka z fantastycznym uśmiechem w każdej chwili :D I w ogóle wszyscy z samorządu i Pińczak z którego wiecznie jest polewa, sama nie wiem czemu. I poznałam Pawła o którym nie ma zbyt wiele do mówienia. Nie wyszło, było fajnie. Kolejne doświadczenie. Przeprowadziłam się do Torunia i dużo mi ta przeprowadzka pokazała. We mnie problem i to ze mną nie można przebywać zbyt długo bo się wszystko pieprzy. Z domem relacje się poprawiły, dogadam się z większością oprócz mamy. Mamie coś odjebało i ma mnie kompletnie w dupie. Liczy się dla niej tylko praca. Nie wiem o co chodzi, mam nadzieję, że minie. Jest mi dobrze samej w Toruniu, w końcu mogę robić kompletnie co chcę, chyba zawsze tego potrzebowałam i dlatego mi tak odwalało w domu. Na początku trochę nie mogłam się tu odnaleźć, mówione mi było że studia, że łaaał, że w ogóle będzie super. Było bez polotu. Za to teraz się poprawiło. Grudzień był świetny. Od urodzin Moni 6tego grudnia, przez Zakopane gdzie znów poznałam parę fajnych osób aż do wigilii z Pączkami. Dużo alkoholu, dużo zabawy, zero wyrzutów sumienia. Wszystko jak najbardziej ok.
Na prawdę żałuję, że ten rok się skończył bo był przezabawny i bardzo dużo wniósł do mojego życia. Mam nadzieję że ten 2012 będzie również taki spontaniczny jak ten poprzedni. Chociaż już nigdy nie będzie 5 miesięcy kiedy nie interesuje mnie nic oprócz matury a potem kolejnych ośmiu gdy robię co chcę i niczym się nie przejmuję.

0 komentarze:

Prześlij komentarz